ZAJRZAŁO .....

środa, 25 września 2013

UZUPEŁNIENIE

Dziecko ma 13 lat. Od ojca usłyszała takie rzeczy,że ja kobieta w słusznym wieku słysząc coś takiego od mojego Taty mogłabym mieć kłopot z ogarnięciem emocji. 
Najdelikatniejsze co wypowiedział to było stwierdzenie,że nigdy jej nie chciał, nie lubi jej i nie akceptuje. Nasze rozstanie to była jej wina, bo wiecznie są z nią kłopoty. 
Wyjaśniam, że te "kłopoty" polegają na tym,że jest przewlekle chora i niestety często, zdecydowanie za często musi spędzać trochę czasu w szpitalu. Co oczywiste w tych wypadkach zawsze jej towarzyszę, w czasach gdy jeszcze byłam z "mężem" radykalnie ograniczało to moje zainteresowanie jego osobą. Był to jeden z powodów, dla których dziecko stało się dla niego problemem.
Teraz po tym co zrobił, polityka miłości z mojej strony się skończyła, i na pewno nie będzie już więcej miał szansy na powtórkę występu bo się z dziećmi spotka tylko pod nadzorem. To znaczy z Młodszą bo Starsza i tak go nie chce widzieć, a ja już jej na pewno nie będę tłumaczyć, że warto.
Teraz jednak koncentruję się na niwelowaniu skutków jego działalności. Na szczęście z dziećmi mam dobry kontakt, więc mam trochę ułatwione zadanie. Dodatkowo natychmiast wdrożyłam terapię u psychologa. Nieoczekiwanie bardzo pomaga mi najstarsza córka mojego przyjaciela, która jak się dowiedziała co się wydarzyło to z własnej inicjatywy  wprowadziła do mnie i dzieci i po swojemu rozgaduje całą sytuację. Wierzę szczerze,że uda się nam poskładać delikatną psychikę, po której podeptał kretyn o delikatności nosorożca. Co było bezpośrednią przyczyną ataku na dziecko to tak naprawdę nie wiadomo. Dobrze wiedział,że bije w mój jedyny czuły punkt czyli dzieci.
 Przypuszczam,że do białości rozgrzało go to, że od czasu rozstania konsekwentnie ignoruję jego złośliwości wymierzane we mnie, ani raz nie dałam się sprowokować, a prób takich było sporo. Nie udało się również wzbudzić we mnie poczucia winy,że jestem złą zepsutą kobietą.
 Kto czytał moje zapiski ten wie,że miałam mnóstwo wątpliwości i próbowałam tkwić w tym szajsowym małżeństwie z poczucia obowiązku i chęci zapewnienia dzieciom wrażenia,że maja dom normalny. Ale w momencie gdy stwierdziłam,że to bez sensu, podjęłam decyzję i zdania nie zmieniłam. Szanowny małżonek przyjął to kiepsko, i nie czarujmy się nie dlatego,że  uczucie nim powodowało.

NIGDY NIE ZROZUMIEM

Czytam mojego ostatniego posta i się śmieję sama z siebie. Niestety jest to śmiech przez łzy, i to duże łzy. Zwłaszcza ten żałosny fragment: "Ja na przykład mojego formalnie wciąż męża najnormalniej w świecie nie lubię. Ale ten brak ciepłych uczuć nie uzasadnia w żaden sposób posługiwania się dziećmi w celu zrobienia mu przykrości".
Nie wiem czy skusiłam los pisząc to zdanie czy po prostu stało się to co się miało stać.
W każdym razie on przypomniał sobie o mnie i wszystkich prawdziwych i urojonych krzywdach, które mu wyrządziłam. Wie,że nie jest w stanie uderzyć mnie bezpośrednio, więc uderzył w dziecko.
Zrobił to tak skutecznie i celnie, że się próbowała truć. Na szczęście próba nieudana, w fizycznej formie jest dobrej, psychicznie rozsypana jak puzzle. Komentować tego co zaszło nawet nie chcę bo ilość brzydkich słów, których zmuszona byłabym użyć zablokowała by internet. Zastanawiam się tylko jak mogłam być tak durna, żeby ktoś kto potrafi tak się zachować był ojcem moich dzieci.

piątek, 13 września 2013

DZIECKO TEŻ CZŁOWIEK

Od kilku tygodni trwa medialny spektakl dotyczący małej dziewczynki, córki bliżej mi nieznanej aktorki. Niespecjalnie lubię wypowiadać się w sprawach innych ludzi, bo z założenia  się nie wtrącam. 
Ale ta historia budzi we mnie wyjątkowe oburzenie i obrzydzenie.
 Doskonale rozumiem,że można odczuwać - ujmę delikatnie - brak sympatii do byłego partnera. Ja na przykład mojego formalnie wciąż męża najnormalniej w świecie nie lubię. Ale ten brak ciepłych uczuć nie uzasadnia w żaden sposób posługiwania się dziećmi w celu zrobienia mu przykrości. Ale nie o moich relacjach z byłym miało być. 
Wkurza mnie takie przedmiotowe traktowanie dzieci, uznawanie je za istoty, którymi można dowolnie manipulować i manewrować. Zastanawiam się czy ktoś podjął wysiłek , który zaowocowałby myślą o tym co czuje mała bohaterka tego cyrku. 
Mamusia płacząca w tv, tatuś pikietujący pod domem dziecka. Publikowanie dziwnych nagrań, w których dziecko wypowiada się bardzo źle o jednym z rodziców, przy czym przedmiotowego nagrania ewidentnie dokonał drugi rodzic. 
Z mojego punktu widzenia problemem nie jest osiągnięty stopień żenady, ale nieprawdopodobne podeptanie praw do poszanowania godności tego dziecka. W mojej ocenie wszyscy dorośli zaangażowani w tą historię zapomnieli o tym, że  istotą sporu nie jest pluszowy miś ale człowiek: mały, emocjonalnie jeszcze niewykształcony ale człowiek.

środa, 4 września 2013

KONIEC DOBREGO

Wyjazd się udał, akumulatory doładowane. Zuza za kierownicą dała radę i jestem z niej bardzo dumna. Myślałyśmy nawet o wynajęciu jednego dużego auta,żeby pomieścić wszystkie dzieci, nas rowery i jakiś bagaż. Ale wyszło na to,że takie wymogi spełniają tylko ciężarówki, więc pozostałyśmy przy podróżowaniu w osobnych samochodach. Ale kiedyś nie wytrzymam,  kupię sobie pick up-a i będę jak mamuśka z Alabamy  hahaha.
Uwielbiam prowadzić, za kierownicą odżywam. Natomiast jako pasażer jestem nerwowa i zestresowana, tylko z B. jadę na luzie.
Początek roku szkolnego  przebiega bez większych zakłóceń, wczoraj na naszym osiedlowym miejscu do grillowania odbyłyśmy z koleżankami naradę sztabową ustalając, która kiedy odbiera ze szkoły bachory i dokąd je odstawia.
Grunt to logistyka, dzięki temu funkcjonujemy nieźle już kolejny rok. U mnie było trochę dodatkowych emocji bo dziecko starsze przeszło na kolejny poziom edukacyjny, a nowa szkoła to nowe wyzwania np. dojazd do niej. 
Dziecię nie chciało iść do szkoły rejonowej, wyszukało sobie taką, w której ma możliwość realizowania swoich zainteresowań. Pomysł od początku do końca był jej ale wspierany przeze mnie  z całych sił. 
Fajna z niej dziewczyna, chociaż charakterek taki,że lekko nie jest. Ale to też mnie cieszy, że nie jest bezwolną cielęciną reagująca bezmyślnie na rozkaz.
 Czasem się oczywiście po matczynemu irytuję, ale mam zawsze w głowie przeświadczenie,że dziecko nie jest po to,żeby mnie z nim było łatwo. Poza tym wiem,że jest jej trudno, ma momenty,że naprawdę źle się czuje, ale się nie poddaje. Przed wakacjami był kryzys ogromny, mało jej nie straciłam, teraz karetka, operacja to już tylko traumatyczne wspomnienie, ale z tym sobie tez pięknie poradziła.
Młodsza próbuje naśladować siostrę, buntuje się,że nie może sama chodzić do szkoły, a przecież nie jest już "głupim maluchem". Dzieci mi dorastają, czyżbym się starzała?
Razem z B. mamy ich niezłą gromadkę. Po powrocie znad morza urządziliśmy sobie za miastem piknik kończący wakacje. Moje dzieci zaakceptowały fakt,że B. nam często towarzyszy, jego dzieci wciąż mnie obwąchują, tak naprawdę kontakt złapałam z jego najstarszą córką.
 Staram się im nie narzucać sytuacja dla wszystkich jest trudna, ale jeśli zechcą zobaczyć kiedyś we mnie życzliwą im osobę to bardzo się ucieszę.
 Bardzo cenię u B. to,że dba o kontakty z dziećmi angażuje się w ich sprawy i jest de facto na zawołanie. Chyba nie lubiłabym go tak bardzo jak lubię, gdyby koniec związku z ich matką oznaczał spadek zainteresowania dziećmi, a jak wiem z autopsji to się zdarza.