Dziecko ma 13 lat. Od ojca usłyszała takie rzeczy,że ja kobieta w słusznym wieku słysząc coś takiego od mojego Taty mogłabym mieć kłopot z ogarnięciem emocji.
Najdelikatniejsze co wypowiedział to było stwierdzenie,że nigdy jej nie chciał, nie lubi jej i nie akceptuje. Nasze rozstanie to była jej wina, bo wiecznie są z nią kłopoty.
Wyjaśniam, że te "kłopoty" polegają na tym,że jest przewlekle chora i niestety często, zdecydowanie za często musi spędzać trochę czasu w szpitalu. Co oczywiste w tych wypadkach zawsze jej towarzyszę, w czasach gdy jeszcze byłam z "mężem" radykalnie ograniczało to moje zainteresowanie jego osobą. Był to jeden z powodów, dla których dziecko stało się dla niego problemem.
Teraz po tym co zrobił, polityka miłości z mojej strony się skończyła, i na pewno nie będzie już więcej miał szansy na powtórkę występu bo się z dziećmi spotka tylko pod nadzorem. To znaczy z Młodszą bo Starsza i tak go nie chce widzieć, a ja już jej na pewno nie będę tłumaczyć, że warto.
Teraz jednak koncentruję się na niwelowaniu skutków jego działalności. Na szczęście z dziećmi mam dobry kontakt, więc mam trochę ułatwione zadanie. Dodatkowo natychmiast wdrożyłam terapię u psychologa. Nieoczekiwanie bardzo pomaga mi najstarsza córka mojego przyjaciela, która jak się dowiedziała co się wydarzyło to z własnej inicjatywy wprowadziła do mnie i dzieci i po swojemu rozgaduje całą sytuację. Wierzę szczerze,że uda się nam poskładać delikatną psychikę, po której podeptał kretyn o delikatności nosorożca. Co było bezpośrednią przyczyną ataku na dziecko to tak naprawdę nie wiadomo. Dobrze wiedział,że bije w mój jedyny czuły punkt czyli dzieci.
Przypuszczam,że do białości rozgrzało go to, że od czasu rozstania konsekwentnie ignoruję jego złośliwości wymierzane we mnie, ani raz nie dałam się sprowokować, a prób takich było sporo. Nie udało się również wzbudzić we mnie poczucia winy,że jestem złą zepsutą kobietą.
Kto czytał moje zapiski ten wie,że miałam mnóstwo wątpliwości i próbowałam tkwić w tym szajsowym małżeństwie z poczucia obowiązku i chęci zapewnienia dzieciom wrażenia,że maja dom normalny. Ale w momencie gdy stwierdziłam,że to bez sensu, podjęłam decyzję i zdania nie zmieniłam. Szanowny małżonek przyjął to kiepsko, i nie czarujmy się nie dlatego,że uczucie nim powodowało.
Przypuszczam,że do białości rozgrzało go to, że od czasu rozstania konsekwentnie ignoruję jego złośliwości wymierzane we mnie, ani raz nie dałam się sprowokować, a prób takich było sporo. Nie udało się również wzbudzić we mnie poczucia winy,że jestem złą zepsutą kobietą.
Kto czytał moje zapiski ten wie,że miałam mnóstwo wątpliwości i próbowałam tkwić w tym szajsowym małżeństwie z poczucia obowiązku i chęci zapewnienia dzieciom wrażenia,że maja dom normalny. Ale w momencie gdy stwierdziłam,że to bez sensu, podjęłam decyzję i zdania nie zmieniłam. Szanowny małżonek przyjął to kiepsko, i nie czarujmy się nie dlatego,że uczucie nim powodowało.