ZAJRZAŁO .....

poniedziałek, 13 stycznia 2014

TĘSKNOTA

Tęsknię za czasami kiedy mijaliśmy się bez słowa, ewentualnie za czasami awantur. To co się dzieje teraz przerasta mnie pod każdym względem. Nie mogę jeść, nie mogę spać. 
Równocześnie cały czas normalnie funkcjonuję zawodowo i zgrywam się przed wszystkimi, a zwłaszcza  dzieciakami,że jest ok.
Mężowi odbiło zupełnie. Nie wiem czy jego zachowanie jest szczere czy to jakaś gra, ale wiem na pewno,że mnie wykańcza. 
Wykańcza mnie jego empatia, czułość i troska. Do rozstroju nerwowego doprowadzają mnie wyznania i deklaracje. 
W absolutnym szoku przyglądam się jego zainteresowaniu okazywanemu dzieciom. Ze starszą mu nie wychodzi, ignoruje go, wczoraj rzuciła w niego pudełkiem z czekoladkami, które jej dał. 
Nie pochwalam takiego zachowania, ale ją rozumiem. Przeszła o wiele za dużo niż powinna.
 Zastanawiam się dlaczego przez tyle ostatnich lat naszego małżeństwa nie był taki jak teraz? 
Chociaż trochę? Przecież gdybym nie była tak okropnie samotna nie byłoby w moim życiu miejsca dla B.
A gdzie był mąż gdy cierpiałam w szpitalu po kolejnych operacjach i z trudem dochodziłam do siebie? Mam w głowie to wszystko, a jednak teraz pod wpływem jego zachowania takiej nieprawdopodobnej presji mam poczucie winy i nie umiem tego wszystkiego sobie poukładać.
Jak dotrwam to na początku następnego tygodnia zamykam za sobą drzwi i ruszam w nieznane. Zostawiam duży dom, w który wsadziłam mnóstwo emocji i pieniędzy, zostawiam pracę, w której czuję się jak ryba w wodzie, nie dlatego,że ją tak lubię ale z powodu doświadczenia skutkującego dużą pewnością siebie i mocną pozycją. To wszystko zostawiam i pakuję swoje życie w kartoniki, przeprowadzając ostrą selekcję, mieszkanie, które wynajęłam w porównaniu z moim domem jest maleńkie,ale jakoś z dziećmi i naszym zwierzyńcem się tam pomieścimy. Chyba. 
Dziwne uczucie, w moim wieku zaczynać wszystko od zera w zupełnie nowym miejscu. 
Skłamię mówiąc,że się nie boję, bo tyłek trzęsie mi się ze strachu okropnie.
B. z jednej strony mnie wspiera, pomaga w czym może, z drugiej jest trochę zdezorientowany, dla niego najprostsze rozwiązanie to,żebyśmy zamieszkali po prostu razem. Ale ja się zablokowałam jakoś, i nie mogę. Kocham go bardzo, ufam mu ale paraliżuje mnie myśl o próbie oparcia swojego spokoju i życia o mężczyznę.
 Za każdym razem jak próbuję się przekonać w głowie zaczyna mi huczeć: "musisz sama". 
Sama nad wszystkim panować, sama się zorganizować, sama zabezpieczyć dzieci.  Przeraża mnie to podejście, które ostatnio doszło do głosu, bo kiedyś taka nie byłam.