ZAJRZAŁO .....

poniedziałek, 28 października 2013

JESTEM (CHYBA)

Moja uwaga w stu procentach koncentruje się na dzieciach, próbuje pomóc im uporać się z tym co się wydarzyło, szczególnie starszej córce.Łatwo nie jest, nieustanne pilnowanie,żeby sobie czegoś nie zrobiła (próbowała drugi raz, po tym jak kochający tatuś podstępnie się do niej zbliżył i wyraził kilka poglądów na temat jej oraz tego jak wpłynęła na rozpad rodziny). 
W pracy nawet do łazienki chodzę z telefonem,żeby być w każdej chwili dostępna, cały czas czuję się  jak w blokach startowych.
Podjęłam poza tym wszystkie możliwe kroki prawne m.in. złożyłam pozew o pozbawienie go praw rodzicielskich, zajęłam się sprawą alimentów, bo do tej pory tego nie robiłam wychodząc z założenia,że skoro sama daję sobie nieźle radę a on się nie poczuwa to prosić nie będę.
 Zmieniłam podejście do sprawy rozwodu, ze sprawy o  niskim priorytecie (obojętnie kiedy, bez orzekania o winie), stał się sprawą pilną i z jego winy. 
Żyję na wysokich obrotach, a wieczorem jestem tak zmęczona,że nie mogę zasnąć i tłukę się do 2- 3 w nocy. Kilka osób znających temat wyraziło swój podziw,że tak świetnie sobie radzę w trudnej sytuacji,że taka niby fajterka ze mnie. I nie wiem czy mam się śmiać czy płakać jak to słyszę. 
Wszystko co zrobiłam to niewiele znaczące czynności techniczne, na których na dodatek nieco się znam więc i zasługi moje marne. 
Najgorsze z czym nie mogę się uporać to poczucie pustki i poczucie winy, którego nie mogę w sobie zdusić. Przez tyle lat męczyłam się z tym człowiekiem w imię celu wyższego tzn. "dobra dzieci", a w konsekwencji najbardziej na tym wszystkim ucierpiały właśnie one. 
Wszystkie moje winy jakich dopuściłam się w tym związku są oczywiste, ale najgorsza jest taka,że w tym tkwiłam o wiele za długo.
 Ostatnio trochę czytam o przemocy psychicznej w rodzinie i uświadamiam sobie,że jest tak samo zła jak przemoc fizyczna. O wiele za późno to zrozumiałam.
Bardzo pomaga mi najstarsza córka B. Świetna dziewczyna, mieszka ze mną i moimi córkami, on sam przebywa teraz w Stanach. Bardzo się stara być wsparciem na odległość, ja nawet się cieszę,że teraz tu go nie ma. 
Kocham go bardzo, jeśli jest coś takiego jak miłość życia to on nią jest. Ale wydarzenia ostatnich tygodni uświadamiają mi dobitniej niż zwykle,że nie będę mogła z nim być, nie odważę się zrobić kolejnych oczekiwanych  przez niego kroków. 
Nie będzie wspólnego mieszkania i wspólnych kaw porannych w standardzie. W obecnej sytuacji te kwestie są co oczywiste mało ważne, ale jednak świadomość tego nie poprawia mi nastroju.