ZAJRZAŁO .....

czwartek, 11 października 2012

ŻAL, ROZCZAROWANIE, WŚCIEKŁOŚĆ

Obiecywałam sobie,że nie będę już pisać o mężu, ale ostatnie sytuacje domowe sprawiły, że łamię  ten zakaz.
Muszę sobie ulżyć.
Zdaję sobie doskonale sprawę z tego,że mam pełno wad, niedoskonałości i diabli wiedzą czego jeszcze.
Życie ze mną to na pewno nie jest sielanka.
Mam zmienne nastroje, bywam uparta, podejmuję pochopne decyzje. Lista jest o wiele dłuższa.
Ale - i napiszę to z miliardową pewnością można na mnie liczyć, dotrzymuję słowa i murem stoję za najbliższymi.
Kilka lat temu gdy mój mąż miał problemy stałam u jego boku i wspierałam go chociaż nie było to łatwe. Byłam w  ciąży, a on akurat się pochorował, długo leżał w szpitalu, był moment,że rokowania nie były dobre.
Byłam przy nim, wdzierałam się dosłownie do najlepszych specjalistów i nie wiem jak przekonywałam do przybycia na konsultację (tak nie wiozłam męża, to lekarz przybył do niego do szpitala).
Przy mężowskim łóżku tkwiłam godzinami nie martwiąc się o swoją wygodę.
 I nie uważam,żebym robiła coś nadzwyczajnego za co należałaby mi się pochwała.
Ja tak widzę rolę partnera w związku i to wszystko.
Miedzy innymi po to jest się z kimś,żeby miał wsparcie jak tego potrzebuje. I już.
Ta sytuacja trwała przeszło 3 miesiące.
Mąż szczęśliwie wyzdrowiał, ja dotrwałam jakoś do urodzenia dziecka.
Wtedy postanowił odejść z pracy.
Swoje powody miał i chociaż moment był fatalny nie odwodziłam go od tej decyzji.
 Bardzo ryzykownej, bo nie miał nic innego.
A ponieważ był przyzwyczajony do jakiejś pozycji to jeśli nowa oferta się pojawiała przeważnie  nie odpowiadała mu.
I taki stan trwał kilka miesięcy.
Najgorszy nawet nie był  brak jego dochodów, to było do przeżycia, ale jego nastroje, frustracje i niechęć do działania jakiegokolwiek.
Ja bez narzekania wróciłam do pracy natychmiast po macierzyńskim  bo żyć za coś jednak trzeba było. Przetrwaliśmy.
Nigdy nie usłyszał ode mnie słowa skargi, nie chciałam urazić jego męskości, która jakoś tam cierpiała z powodu tej sytuacji.
Między nami układało się w sumie dobrze, nie było wzlotów wielkich ale był jakiś normalny kontakt.
Ostatecznie mąż dostał nową pracę, zawodowo bardzo się rozwinął układa mu się nieźle.
Można by pomyśleć,że te trudne czasy już za nami teraz będzie dobrze. I było.
Dzieci fajne rosły sobie spokojniutko, my  robiliśmy swoje.
Do czasu aż u mnie się posypało.
Od tego momentu zaczęło się psuć, mąż zaczął odsuwać się od nas.
Wniosek nasuwa się jeden, dobra żona to żona nie sprawiająca kłopotów, żona która nie zawraca głowy, nie ma potrzeb, sama ogarniająca wszystko.
 Żona, którą można się pochwalić, żona uśmiechnięta (no ale dlaczego nie ma się uśmiechać jak zadowolona z życia??).
Nagle okazuje się, że w domu jest jakieś babsko, które popłakuje ukradkiem, któremu trzeba pomóc w prostych czynnościach bo nawet kawy sama sobie nie da rady zrobić, a był taki moment.
Na dodatek ta baba wymiguje się od wszystkich czynności, trzeba za nią odprowadzać i przyprowadzać dzieci, załatwiać wszystkie sprawy domowe. Pasożyt cholerny i tyle.
Nie, oczywiście tego nie powiedział, ale tak się czułam.
Na początku prosiłam jeszcze "posiedź ze mną", w tamtym czasie największym moim marzeniem było,żeby mnie przytulił i powiedział "będzie dobrze ".
 Niestety to marzenie się nie spełniło nigdy.
Długo cierpiałam z tego powodu, teraz mam gdzieś.
Zresztą teraz mam kogoś kto dba o to,żebym nie pogrążyła się zupełnie w swoich lękach.
Kogoś kto mówi "pokonamy to, damy radę".
Drugi raz zawiodłam się na mężu jak zachorowała córka.
I czuję tylko żal, rozczarowanie i wściekłość.
Bo w momencie kiedy najbardziej go potrzebowałam zostawił mnie samej sobie, potraktował jak zepsuty przedmiot, którego może jeszcze się nie wyrzuca, ale wstawia do garażu "na wszelki wypadek".
Ja jakoś sobie poradziłam, lepiej lub gorzej się pozbierałam.
Poza tym blogiem nie narzekam, nie opowiadam nikomu jak to wygląda.
Ale ten facet, który mieszka ze mną pod jednym dachem nie wzbudza we mnie żadnych uczuć.
Jest mi obojętne czy jest czy nie.
Jakby nagle mu odbiło i zabalował na mieście nie spędziłabym bezsennej nocy martwiąc się o niego.
Jeśli musiałby wyjechać na rok powiedziałabym: "bon voyage".
Mam poczucie zmarnowanych lat na związek z kimś kto nie był tego wart.
 I wiem,że to są straty nie do odrobienia.
Żal, rozczarowanie, wściekłość.
Dopadło mnie.
Może dlatego,że B. znowu wyjechał, tym razem do Włoch na kilka dni.
Namawiał mnie bardzo,żebym z nim poleciała, ale się uparłam,że nie, a teraz nie wiem dlaczego zupełnie. Bez powodu.
Zaczynam żałować bo miałabym dla siebie kilka miłych chwil.
Może następnym razem jak znowu nie dopadnie mnie ośli upór.


12 komentarzy:

  1. Mika masz prawo być wściekła,bo taki związek nie jest związkiem partnerskim. Ty dajesz -on bierze i nic w odwrotną stronę.
    Ja z takim jednym spedziłam 24 lata.O dużo za dużo zanim dorosłam do słów koniec i nie.
    Jeżeli myślimy ,ze trwanie w takim związku jest dla dobra dzieci ,to się grubo mylimy.
    Przemyśl sobie jeszcze raz,czy warto ciągnąć ten wózek dalej. Przepraszam,że tak z grubej rury pojechałam, ale nie umiem inaczej. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!nie Ty jedna tak zyjesz,mysle ze takich kobiet jest o wiele wiecej.Ja juz rok po rozwodzie!hura!!!hura!!!Z chorym ,potrafiacym tylko brac pasozytem.Walczylam rok-dla nas,dla dobra dzieci.nie udalo sie.Dzis jestem szczesliwą rozwodką z dwojką szczesliwych dzieci.Mozna wszystko!!!!Trzymam kciuki:)M.Czytam Twoj blog i wiernie Ci kibicuje.Głowa do góry!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam ochoty pisac anonimowo:)wczesniejszy komentarz jest mój,a ja dopiero rozpracowuje komputer:)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten kto stworzył blog powinien dostać Nobla bo gdyby nie ten wirtualny spowiednik ciężko by z nami było, bo ludziom to już wogóle nie warto nic mówić i się zwierzać. Ja już ufam tylko sobie bo wiem, że ja siebie nie zawiodę nigdy. Pozdrawiam
    cienieiblaski.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Wczoraj przypadkiem trafiłem na Twój blog, czytam "Raz na wozie..." i tam kliknąłem... Przeczytałem wszystko co napisałaś.
    Jestem mężczyzną który przeżył pół wieku i też mam wrażenie, że straciłem kilkanaście lat, nadal się zastanawiam co jest ważniejsze, czy własne szczęście, czy życie pozbawione celu. Masz uzasadniony żal do losu za takie życie, wiele kobiet jest w takiej sytuacji ale uwierz mi, kobiety tez potrafią być takie jak Twój mąż.

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pewno jest tak jak mówisz. Myślę,że taka postawa nie ma związku z płcią. Po prostu niektórzy ludzie tak mają i chyba nie ma na to rady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jednak jest na to rada, po prostu nie męczyć się z takimi ludźmi dłużej. Wiem, łatwo coś takiego napisać ale trudniej tak zrobić. Jednak coraz częściej skłaniam się ku tej decyzji bo życie pozbawione sensu i celu zabija mnie od środka.
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Kropla drąży skałę...im więcej o tym myślę tym mniej jestem pewna swoich racji dotyczących tego 'co powinnam". Dziękuję za dobre słowo.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dla Ciebie "B" jest kwintesencją szczęścia. Myślę, że dla "B" Ty jesteś szczęściem. Dlaczego tak myślę? to jedyny sensowny wniosek który powstał w mojej głowie po przeczytaniu Twojego bloga. Może jednak warto zawalczyć o to szczęście...

    OdpowiedzUsuń
  9. Hi therе! Do you κnоw if they mаkе any
    plugins tо aѕsist with SEO? I'm trying to get my blog to rank for some targeted keywords but I'm
    not seeing veгy gοod gaіns.
    If you know of any please ѕhaгe. Kudos!


    Нavе a look at my page :: conference rooms

    OdpowiedzUsuń
  10. Thanks for sharing your thoughts on rzeszów. Regards

    Here is my web-site :: panele rzeszow

    OdpowiedzUsuń