Jeszcze niedawno miotałam się próbowałam rozbić mur, który wyrósł niespodziewanie przede mną.
A teraz tak niepostrzeżenie zobojętniałam, zrobiło mi się wszystko jedno.
Jedyna rzecz, która mnie jeszcze interesuje i o którą dbam to lekarstwa dla dziecka, ważne, żeby przyjmowane były regularnie.
Cała reszta przelatuje mi przez palce i mam to gdzieś. Przestałam chodzić do pracy.
To wysiłek nie do przeskoczenia.
Nie chodzi o obowiązki to żaden problem, ale o tą cała otoczkę, konieczność trzymania się w ryzach, nieokazywania słabości.
Niestety nie mogę całego dnia spędzać w pokoju zwanym szumnie "gabinetem", a kontakty w współpracownikami zaczęły mnie przerastać.
Moje funkcjonowanie w pracy związane jest z dużą dyscypliną, którą sama sobie narzuciłam.
Jeszcze niedawno było to przedmiotem żarcików tych, którzy mnie znają.
Z natury jestem (byłam?) wyluzowaną i chyba ciepłą osobą, a w pracy zimną, nieustępliwą i bezkompromisową.
Ale taka była konieczność przystosowania się do otoczenia.
Jak w Legii Cudzoziemskiej: idź i walcz albo giń.
Jeśli będę jeszcze prowadzić tego bloga to napiszę kiedyś o pracy, która była ważnym elementem mojego życia.
Wolę zostać w domu.
Zabawne, nawet w ciąży nie robiłam sobie przerw tylko żyłam na stuprocentowych obrotach.
A teraz całkowita odmiana.
Ograniczyłam nawet swoją działalność, no nie wiem jak nazwać...
Jakiś czas temu doszłam do wniosku, że chcę jakąś część swego czasu, a przede wszystkim swoją wiedzę spożytkować na pomoc ludziom, którzy nie byliby w stanie zapewnić sobie usług w zakresie, który ja mogę zaoferować.
Zapotrzebowanie przerosło moje przewidywania, i z czasem to stała się to bardzo ważne.
Tą działalność właściwie w ostatnim czasie też wygasiłam.
Najdziwniejsze,że w tej próżni mojej zrobiło mi się dobrze, to niesamowite jak można zobojętnieć na wszelkie bodźce.
Ale to dobrze, bo przynajmniej dusza już nie boli.
Mika ,ja wiem też jak to jest. Nie tak dawno zresztą, a jeszcze do dzisiaj się podnoszę.
OdpowiedzUsuńPróbuję wszystkiego. Nie poddawaj się ,próbuj....
Nic wiecej nie mogę powiedzieć,doradzić,bo każdy z nas taki kryzys przechodzi inaczej.Uściski Mika.
Pamiętaj,że po każdej burzy wychodzi słońce (nie tylko w teorii) i dla Ciebie też przyjdzie taki czas kiedy wstaniesz i znów zaczniesz żyć pełną piersią i cieszyć się z marzeń, pracy i wszystkiego co się urodzi w Twojej głowie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
cienieiblaski.bloog.pl