ZAJRZAŁO .....

środa, 12 września 2012

SZPILKI

Znowu środa. Dziś postanowiłam spędzić ją pożytecznie wzorując się na niejakiej Perfekcyjnej Pani Domu, o której ostatnio słyszałam tak dużo,że nawet obejrzałam jeden odcinek. 
Na szczęście piłam przy tym pyszne winko co zapewne uratowało mnie przed natychmiastowym skokiem do rzeki po uświadomieniu sobie własnej marności w kwestii bycia PPD.
Pożytecznie i rozsądnie czyli jedno pomieszczenie dziennie. 
Padło na holl bo właściwie nie ma tam nic do roboty. Ale liczy się wykonanie zaplanowanego działania!
 Coś tam ogarnęłam zapakowałam letnie buty do schowania. 
Dłuższą chwile poświeciłam swoim, zadając sobie to samo pytanie co miesiąc temu i dwa i trzy...
Czy ja będę jeszcze z nich korzystać? 
Rzecz dotyczy mojej nie będę ukrywać imponującej kolekcji szpilek.
 Uwielbiam szpilki. Taka jest jedna z wielu moich słabości, chociaż uwielbienie dla szpilek może wydawać się zaskakujące dla osoby o wzroście 178 cm. 
Tak mi się jakoś wydaje,że te nieszczęsne buty staną się symbolem dawnego życia, którego chyba nie było tak naprawdę. 
Nie potrafię zrozumieć jak to możliwe,że we mnie zaszły tak wielkie zmiany. 
Która jest czy była prawdziwa? 
Wycofana znerwicowana płaczliwa baba, którą przerażają najprostsze rzeczy czy ta, która szła do przodu jak burza, wygadana, pewna siebie biorąca przeszkody jak koń wyścigowy.
Moje nastroje są zmienne i mają odchylenia jak kulki w wahadełku Newtona. 
Nie panuję zupełnie nad tym. 
Przydałby się B. z tym swoim uśmieszkiem w oczach, ale niestety powiało go do USA na 10 dni
i muszę sobie radzić, na szczęście w domu na każdym kroku towarzyszy mi mój pies, mam więc towarzystwo do pogadania z czego korzystam bez pardonu. 
Koty lekceważymy (tak naprawdę to one lekceważą nas ale z pieskiem udajemy,ze jest inaczej).
Tęsknię za B. Bardzo. Siłą rzeczy aktualnie kontakty nasze nie maja zwykłej częstotliwości. 
Paradoksalnie cieszę się, że pojechał. 
Wyjazd wprawdzie służbowy, ale mimo wszystko łapie tam trochę luzu, poznał fajnych ludzi i po prostu przyjemnie spędza czas, czego w codziennym życiu nie ma w nadmiarze.
Nie chcę mu tego psuć opowieściami o moich problemach, powiedziałam mu,że piątkowa konsultacja została przełożona na inny termin. Ale się odbyła.
Doktor sympatyczny, wg opinii pacjentów cudotwórca. 
Powiedział mi co myśli przedstawił propozycję a ja mam podjąć decyzję.
 I od piątku ja podejmuję i podjąć nie mogę. 
Niby się przyzwyczaiłam ale w takich chwilach bardziej niż zwykle odczuwam samotność.


3 komentarze:

  1. Przejmujące te Twoje posty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mika, trochę to trwało, zanim do Ciebie trafiłam. Czytam i płaczę :( Nie o B. mi teraz chodzi, o nim innym razem, ale o Twoje zdrowie i o to, że jesteś ze wszystkim sama. Skądś to znam :(
    I co powiedział doktor sympatyczny?
    Pozdrawiam Cię cieplutko i czekam z niecierpliwością na to, czy decyzję już podjęłaś i jaką. Komu jak komu, ale Tobie nie trzeba przypominać, że zdrowie najważniejsze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem co powiedzieć. Zaczęłam pisać ten blog bo potrzebowałam w końcu to wszystko z siebie wyrzucić, taka mała psychoterapia. Nie spodziewałam się tylu życzliwych komentarzy i wyrazów sympatii. Jako bohaterka negatywna oczekiwałam raczej dużej dawki krytyki. Dziękuję. nie zasługuję ale dziękuje.

    OdpowiedzUsuń