ZAJRZAŁO .....

piątek, 21 września 2012

OGARNIAM SIĘ A PRZYNAJMNIEJ PRÓBUJĘ

A mnie wzięło dziś na pisanie. 
Najpierw raport z prac PPD.
 Otóż ze wstydem przyznaję w ostatnich dniach postępów brak. 
Zresztą do PPD tyle mi brakuje.
Ona sprząta na szpileczkach w eleganckiej kiecce a ja po domu pomykam w moich ulubionych jeansach (każde są ulubione) i japonkach. 
Trudno, jakoś muszę z tym żyć,że nie jestem perfekcyjna, i po prawdzie jest mi to obojętne. 
Ostatnie dni walczę ze sobą, z tym bezwładem, któremu uległam. 
Czas się ogarnąć powtarzam sobie.
Przede wszystkim przestaję miauczeć tylko biorę się za siebie. 
Decyzja podjęta: w poniedziałek robię te pozlecane badania. 
A potem poddam się wyrokom superdoktorka. 
Tak sobie pomyślałam jak zechce operować to będzie 7 zabieg na tej samej części ciała, a 13 powypadkowy.
Cyfra 7 jest fartowna, a liczba 13 to już tylko dobrze wróży. 
Chociaż z drugiej strony jednego narzeczonego poznałam w piątek trzynastego no i przesąd nie okazał się być przesądem, trzeba było odesłać go w niebyt.
Ale mimo wszystko trzymam się twardo wersji, że 13 mi sprzyja. 
Popijam dobre winko i się zastanawiam czy czasem się nie uzależniam, kobietom podobno szybciej idzie. 
Ale chyba nie, taką nadzieję mam przynajmniej. 
Piję tylko winko, nie codziennie i max 2 lampki.
 Nigdy nie piję jak jestem sama z dziećmi w domu. 
Może więc nie muszę jeszcze się bardzo tym przejmować? 
Wino dostałam od małżonka, w ramach ocieplenia stosunków. 
Wziął jakieś zlecenie i potrzebuje pomocy, jak zwykle na wydanie opinii mam wieczór jeden, a wiadomo,że po winie idzie mi cudownie! 
W sumie butelka wina to marna zaplata, ale nie lubię być małostkowa.
Bo gdybym była to bym go pogoniła i już z tym jego zleceniem. Wkurzył mnie dziś lekko. 
W związku z moim wyjściem na badania w poniedziałek zarysował się problem z odebraniem Młodszej ze szkoły.
 Najbardziej naturalne byłoby,żeby tatuś wyszedł z pracy kwadrans wcześniej i załatwił temat. 
Najbardziej naturalne z mojego wypaczonego punktu widzenia. 
Moje oczekiwania w tym zakresie zostały odebrane jako kosmiczna fanaberia. 
Wkurzyłam się chociaż powinnam być już przyzwyczajona. 
Na szczęście nie jestem sama. Nasz dom stoi na małym zamkniętym osiedlu, wcześniej ludzi znałam tylko z widzenia, ale jak Mała poszła do przedszkola okazało się,że sporo dzieci z osiedla jest tam razem z nią. 
 I poznałam kilka fajnych dziewczyn, mam tych dzieci. 
Z ich strony spotkało mnie dużo dobrego, zwłaszcza jak byłam uziemiona, i nie mogłam wiele zdziałać. Przychodziły z garami odprowadzały/ przyprowadzały moje dzieci zabierały na jakieś wycieczki. 
No i w kwestii poniedziałku też poratowały. Nie muszę się płaszczyć przed nikim.
Ale nie narzekam, przyzwyczaiłam się. 
Ostatni raz zabolało, jak nie przyszedł do dziecka do szpitala. Od tamtej pory mam gdzieś. 
Już to pisałam kiedyś upodabnia się do teściowej, ma coraz mniejsze potrzeby w zakresie kontaktu z bliskimi. 
W dalszym ciągu szanuję go za uczciwość, pewnego rodzaju bezkompromisowość. 
Kilka lat temu możliwość dużego awansu uzależniona została od tego czy mówiąc wprost zrobi komuś świństwo.
 Małżonek zareagował tak,że złożył wypowiedzenie i nie chciał już gadać z osobami, które wysunęły takie żądania. 
W sumie dobry człowiek, tylko zupełnie nie odnajdujący się w życiu w rodzinie. 
Ja wiem,że miał tragiczne wzorce jego mama to zapatrzona w siebie egoistka, a i tak ja poznałam ją już w wersji light. 
Ale jak długo można tłumaczyć wszystko wzorcami? 
Jeśli chodzi o dzieci i nawet o mnie to nie ma problemu jeśli trzeba np. coś sfinansować. Ale reszta...
Z dziećmi to jeszcze czasem pogada, jak do niego pójdą i jest w nastroju to poopowiada o wszechświecie, historii czy czym tam chcą. 
Młode są wtedy uszczęśliwione. I dobrze. Cieszę się jak są. 
Ale wsparcia w trudnych chwilach w nim nie mam. 
Przyjął do wiadomości chorobę dziecka, ale zero zainteresowania tematem.
 Praktycznie nie rozmawiamy o tym i nie dlatego,że postanowiłam nie ujawniać swojej wiedzy tajemnej.
Dla porównania B. pościągał mnóstwo informacji na ten temat, dowiaduje się o nowe terapie i cały czas podbudowuje moją wiarę w to,że jakimś cudem cud się stanie.
Taka ciekawa dyskusja rozwinęła się na jednym z blogów, które czytam na temat facetów, którzy pojawiają się prawią piękne słówka itp. A mężowie są zaniedbywani. No właśnie. 
 B. nie prawi mi komplementów, ale jest zawsze gdy potrzebuję.
 Jak leżałam w szpitalu był przy mnie, a nie było lekko. 
Jak dziecko leżało w szpitalu był za granicą,ale  przez pół nocy potrafił mówić do mnie przez telefon i nie pozwolił się załamać.
Błagam jeśli ktoś będzie chciał komentować niech mi nie daje rad typu "miej odwagę odejdź od męża".
Odwaga nie ma tu nic do rzeczy. 
Jestem twarda babka i dałabym radę, zarobić na siebie potrafię sama, dom da się podzielić, a mając formalny status osoby samotnej byłoby mi łatwiej, chociażby dlatego,że nie musiałabym uwzględniać w moich planach człowieka, do którego nic nie czuję. 
Ale muszę brać pod uwagę to,że odchodząc pozbawię dzieci ojca, nawet jeśli jest jaki jest. 
Bo to nie jest typ człowieka walczącego o kontakt z nimi za wszelką cenę bijącego się o każdy weekend. Straciłyby więc nawet to co mają, a dla nich to jest bardzo ważne.
 I proszę nie interpretować mojego postępowania jako "poświęcania się", bo to jest mi obce.
 Dokonałam kiedyś takich a nie innych wyborów i to są proste konsekwencje tamtego.

10 komentarzy:

  1. 1. Wyboru dokonałaś w pewnych okolicznościach.
    2. Czy to lepiej, że dzieci mją na codzień i ojca i matkę i to, co ich nie łączy ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę,że dla dzieci w tym wieku najważniejsze jest to,że ze swojego punktu widzenia mają i matkę i ojca. One naprawdę nie wnikają w relacje między nami. A jak odejdę to ojca stracą całkowicie. I to odczują.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mika ważne jest,że próbujesz się pozbierać .Ważne ,ze walczysz dalej o swoje zdrowie.Będzie z Tobą lepiej fizycznie,będzie lepiej psychicznie.
    Kochasz dzieci nad zycie.Podejmujemy różne decyzje i albo je akceptujemy albo nie.Każdy z nas wie o tym i żadna rada nie pomoże.
    Przyznaję Ci rację. Masz obok tyle osób które Cię wspierały i wspierają ,a to tak bardzo dużo. Proszę:dalej tak,a bedzie lepiej.
    Usciski posyłam. Przepis na ciasto z miski wysłany.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co... no ja się z Tobą w kwestii tego nie udzielania takich rad nie zgodzę. Chcesz dobrze, ale moim zdaniem i tak robisz dzieciom krzywdę. Mają ojca, który się nimi nie interesuje, widzą męża, który się nie interesuje Tobą... wtłaczasz im przez to fatalne wzorce i powtórzą to w swoim dorosłym życiu i też znajdą sobie mężów, którzy będą tacy dla nich, jak Twój dla Ciebie... czy Ci się to podoba czy nie... psychologia zdecydowanie jest przeciwko Tobie :-(

    OdpowiedzUsuń
  5. Do Anonimowego: czy to lepiej, że dzieci mają na co dzień i ojca i matkę, których nic nie łączy? A co to za pytanie? Oczywiście, że lepiej jest, gdy dzieci nie cierpią z powodu życia małżeńskiego swoich rodziców i mają oboje przy sobie. Zwłaszcza, jeżeli są to małe dzieci. Takie maluchy (nie nastolatkowie) nie zrozumieją co się dzieje, choćby im tłumaczyć milion razy. Na końcu i tak gdzieś tam w główkach swoich będą myślały, że to ich wina. Poza tym dlaczego w momencie, gdy rodzice jakoś się dogadują nie robiąc karczemnych awantur codziennie, mają się z sobą rozchodzić nie patrząc na życie swoich pociech? Dzieci stracą nie tylko jednego z rodziców (na co dzień), ale i dom, otoczenie, w którym żyją. Oczywiście, gdyby można było zorganizować życie rodziców osobno, ale niedaleko siebie tak, aby dzieci nie doświadczały rozgardiaszu życiowego nie ze swojej winy, to wtedy jestem za tym, aby rodzice się rozeszli. Tylko że takich rozwiązań rozwodowych szukać na palcach jednej ręki. Co innego, gdyby dzieci były już większe, doroślejsze, więcej by zrozumiały z sytuacji dziejącej się między rodzicami. Oczywiście kobiecie, która nie otrzymuje żadnego wsparcia uczuciowego, emocjonalnego i psychicznego od własnego męża byłoby łatwiej żyć samej Tylko że większość kobiet stawia szczęście własnych dzieci ponad swoje.
    Mika, jesteś moim honorowym gościem, nie uciekaj :) pisz proszę, komentuj, ponieważ czytam te Twoje przemyślenia i podbudowuję się, że nie jestem w tej całej sytuacji sama i dajesz mi kopa, aby tak co chwilę nie myśleć. Wczoraj miałam kolejne załamanie, ale dziś już jest lepiej. Nie wiem tylko co dalej. A Ciebie proszę, zrób badania, faktycznie może ta 7 operacja okaże się szczęśliwa i ostatnia? Trzymam też kciuki za Twoją córcię, choć nie wiem, na czym polega jej choroba. Nigdzie u mnie nie podałam maila, proszę, napisz jak będziesz chciała. Buziaczki :) :) Kinga rnwblog@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Mika, moje komentarze nie pojawiały się przez weekend, może to wina mojego komputera? W każdym razie dziś wszystko śmiga tak jak powinno. Trzymam kciuki za dzisiejsze badania. A co do teściowej.......ciężki przypadek :( Buziaki i trzymaj się cieplutko, bo tu u mnie na północy prawie mróz :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za wsparcie, ja też mam dziś taki dzień,że go bardzo potrzebuję. Odezwę się wieczorkiem. Dziękuję za adres e-mail

    OdpowiedzUsuń
  8. Kinga, ja się z Tobą zgodzić nie mogę. Idź i zapytaj pierwszego lepszego psychologa - dzieci od najmłodszych lat chłoną wszystko jak gąbki. To, że tego do końca nie rozumieją, nie potrafią nazwać, to wcale nie znaczy, że to nie wpływa źle na nie. A po rozwodzie można dziecko otoczyć miłością i udowodnić, że rozstanie z nimi nie miało nic wspólnego. Ojciec, który je ignoruje gorszy jest, od tego którego faktycznie nie mają...bo tak nie łudzą się nadzieją, że coś co one zrobią, może zmienić jego zachowanie...
    Jak ktoś chce robić coś dla dobra dziecka, to niech rzeczywiście dowie się, co dla dziecka będzie najlepsze, bo to co nam się dobre wydaje, nie zawsze takie jest, a szkoda, żeby dzieci cierpiały przez nasze przypuszczenia.

    OdpowiedzUsuń
  9. wybacz, ale... pierdolisz jak potłuczona
    chełpisz się, że masz ile to lat i nie jedno w życiu za sobą

    nie ma dla mnie większej bredni niż hasło z gatunku: dzieci powinny mieć ojca, albo muszą mieć ojca ...

    przez blisko 30 lat słuchałam takiego samego pierdolenia mojej matki, a ponieważ uważam to za skrajną głupotę, egoizm i brak odpowiedzialności za własne dzieci to nadmienię, że dokładnie tych samych słów użyłam do rodzonej matki: przestań pierdolić!!! ... przestała - o 30 lat za późno i spieprzoną psychikę ma cała nasza 4... dorosłe małe dzieci z emocjonalnymi brakami nie potrafiące wejść w jakiekolwiek zdrowe relacje... w chore - owszem, ale w zdrowe , o nie - jak chcesz - zrób to własnym dziewczynom, tylko nie dziw się kiedyś, że są z czasem coraz bardziej podobne do tatusia lub babci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. demirja, racja w 100%. mam paru/parunastu znajomych, w ktorych rodzinach matka byla z ojcem, ojciec z matką dla dobra dzieci. Wiecej moja babcia byla z dziadkiem dla dobra dzieci, z dziadkiem ktory lubil wypic a jak sie upił to wcale nie na wesoło.

      Co innego walka o zwiazek, co innego "przyzwolenie" na trwanie w chorej relacji. W pierwszym przypadku, szczegolnie jak sie uda, dzieci widza ze warto walczyc o najblizszych, w drugim powielaja bledy rodzicow, udaja ze czegos nie ma, udaja ze jest dobrze choc jest źle. Wmawiaja sobie ze tak przeciez wyglada zycie.

      Usuń