ZAJRZAŁO .....

piątek, 24 sierpnia 2012

TO NIE TAK MIAŁO BYĆ

Zupełnie nie tak. Mam ochotę się poddać. 
Wiosną miał być mój ostatni raz. Miało być dobrze. 
Fakt, że nie do końca przestrzegałam pooperacyjnych zaleceń, ale były one niemożliwe do zrealizowania w czasie gdy dziecko moje wylądowało w szpitalu i z nim tam byłam non stop. 
Okazuje się,że to wcale nie jest trudny wybór między ryzykowaniem swoja sprawnością a byciem przy dziecku w takiej sytuacji, właściwie wcale nawet o tym wtedy nie myślałam. Nie, nie czuję się oszukana. Lekarz przygotowując mnie do ostatniego zabiegu wskazał ryzyko tego,że mój organizm nie zaakceptuje zastosowanego leczenia i zamierzone efekty szlag trafi. 
W iluś tam procentach przypadków tak właśnie jest. Ale ja byłam najszczerzej przekonana,że nie znajdę się w tej kategorii. Zgrzeszyłam pychą?
Pewnie tak, ale kara jest surowa. Myślałam,że częściowo ją już odbyłam, i ból trudność ze zrobieniem każdego kroku będą już za mną. A ileż energii trzeba włożyć w to,żeby po sobie nie pokazać,że tak jest. Baardzo baardzo dużo. 
Druga część mojej kary wiedziałam będzie trwać, to konieczność rezygnacji ze sportu, który co by dużo nie mówić zawsze pomagał mi się odstresować, zrzucić z siebie większość złych emocji. 
Ale nigdy nie zagram już w mojego ukochanego tenisa, moja nowiutka kupiona 3 dni przed wypadkiem rakieta przeszła na własność córki. Podobnie moje rolki. Narty oddałam żonie kuzyna. 
Jeśli nie skończę na wózku to jedyną forma mojej aktywności fizycznej będzie ślizganie się za mopem po domu. I ta część kary nie będzie mieć zawieszenia.
Mniej więcej od dwóch tygodni czułam,że jest gorzej wizyty u lekarza nie dało się dłużej odwlekać.
 Jak wyświetlił wyniki prześwietlenia na dużym ściennym monitorze zrobiło mi się niedobrze, musiałam wyjść. Chociaż laik jeśli chodzi o medycynę to z uwagi na ostatnie doświadczenia już się potrafiłam sama zorientować,że to co powinno być gdzieś jest zupełnie gdzie indziej.
Propozycja: operacja i wstawienie implantów. Siódma operacja. 
Ja oczywiście wiem,że są gorsze nieszczęścia, ale dla mnie to jak wyrok w tej chwili.
Próby naprawienia siebie kosztowały mnie bardzo dużo wysiłku, trudu, samozaparcia i pieniędzy. 
Tego wszystkiego już nie mam. Wiary też  nie.
 Poza tym mam obawy przed kolejnym unieruchomieniem się na dłuższy czas, a co będzie jeśli córka zaliczy kolejny kryzys w swojej chorobie? Jak wtedy jej pomogę? Zupełnie nie wiem co robić.

7 komentarzy:

  1. Jak bardzo Ciebie rozumiem.Walczyć musimy do końca.W życiu mamy wiele dołków i czarnych chmur,ale przecież chmury kiedyś znikają i pojawia się czyste niebieskie niebo.Wiem-łatwo jest doradzać,ale ten kto przechodził przez taką przepaść wie co mówi.Walcz dalej,bo już tyle pokonałaś.Życzę Ci siły i wytrwałości,a może być tylko lepiej.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj,
    wpadłam z rewizytą, i od pierwszych słów tego postu zrozumiałam, co i dlaczego napisałaś w komentarzu na moim blogu.
    Jesteśmy podobne ,, to wcale nie jest trudny wybór między ryzykowaniem swoja sprawnością a byciem przy dziecku,, - robię to własnie teraz, odwlekłam pobyt w szpitalu, żeby iść z córką na rozpoczęcie roku szkolnego, towarzyszyć jej w pierwszych dniach nauki w 4 już klasie.

    Wiem, że jesteś już zmęczona bólem, że po raz kolejny odebrano Ci nadzieję. Wiem, że boisz się przyszłości- nie wiesz, jakie ograniczenia będzie z biegiem lat dawać Ci postęp choroby. Też się czasami nad tym zastanawiam.

    Pokonałaś już długą drogę w walce o siebie, czy teraz nie szkoda byłoby Ci się poddać ?

    kokolinka
    kokolinkowyswiat.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite, chociaż przez chwilę czuję,że nie jestem z tym bałaganem sama. Dziękuję za dobre słowo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mika ,proszę nie załamuj się. Brakuje tutaj Ciebie.
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę mimo wszystko miłego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pomyślenie o kimś we właściwym momencie może znaczyć bardzo dużo. Nie spodziewałam się i tym bardziej pomaga.Dziękuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. To już mi lżej na duszy.Jeszcze raz pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń