ZAJRZAŁO .....

czwartek, 12 kwietnia 2012

ZE SZPITALA

Już po wszystkim. Pierwsza doba po operacji za mną. Jeszcze tylko kilka dni w szpitalu i wracam do domu. Boli paskudnie, ruszać prawie się nie da, wyprawa do łazienki to jak zdobywanie Himalajów. Ale daję radę, widzę tu sporo osób z dużo większymi problemami, nie mam co jęczeć. Poza tym paradoksalnie w szpitalu odpoczywam, przede wszystkim psychicznie. Tutaj wszystko jest wiadome, jasne zasady wiadomo czego można oczekiwać, a co jest nierealne. Jestem tu szósty raz, problemów z aklimatyzacja brak. Pielęgniarki sympatyczne. Jest ok.
Wczoraj raniutko wyszłam z domu przeżyłam małe zaskoczenie. O swoje auto oparty stał uśmiechnięty B. Odprawił moją taksówkę i zawiózł mnie do szpitala. Bardzo się ucieszyłam widząc go, a poza tym wiadomo raźniej mi było po drodze.Niespodzianka mu się udała, wiem,że kosztowało go to sporo wysiłku bo ranki ma zawsze zajęte rozwożeniem dzieci, nie pytałam ale musiał prosić żonę na pewno aby to zrobiła.
 Myślałam,ze wysadzi mnie pod kliniką i pojedzie do swoich spraw, ale niespodzianki ciąg dalszy był.
 Pomógł mi przebrnąć przez wszystkie wstępne procedury, na izbie przyjęć był tłum, B. wyczarował dla mnie krzesełko a nawet luźniejszy kącik, w którym mogłam przeczekać. Pilnował kolejki, opowiadał żarciki trzymał za rękę. W konsekwencji czas przeszedł szybko i dotarłam na oddział. B. był ze mną cały czas i nie pozwolił mi się bać.
Odprowadził mnie pod same drzwi bloku operacyjnego, na który ja powieziona byłam z fasonem na łóżku.
Próbowałam się martwić,że ogląda mnie w tak mało romantycznych okolicznościach w szpitalnej "operacyjnej" koszulce, ale czułam się tak dopieszczona, że do tego martwienia się podchodziłam bez specjalnego zaangażowania. Zabieg trwał prawie 3 godziny, i jak wieźli mi z powrotem już wybudzoną to B. wciąż tam był.
To pewnie szalenie infantylne, ale widok jego oczu jak szedł pochylony przy mnie trzymając za rękę pamiętać będę do ostatniego dnia swojego życia.
Dzięki niemu ten trudny dzień przetrwałam nie skręcając się z samotności. Bardzo dobrze czuję się w jego towarzystwie, ogarnia mnie taki spokój i nie mam czarnych myśli. Nie mogę sobie podarować, że wtedy dawno temu nie zawalczyłam o niego powodowana durna ambicją, i myśląc "jak nie chcesz to nie". To było głupie bo przecież skręcało mnie z rozpaczy. A teraz...
Teraz B. mnie lubi chyba , no bo inaczej nie poświęcałby mi tyle uwagi.  Dobrze mieć kogoś takiego.
Kończę, bo właśnie przyszedł. Z siatą owoców jak dla grupy przedszkolaków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz