Całe życie nienawidziłam banału, a teraz jestem jego pierwszoplanową bohaterką. Muszę przyznać,że trochę się nie odnajduję w tej sytuacji.
Zresztą ostatnimi czasy w niewielu sprawach się odnajduję. I nawet nie mogę poczuć się wyjątkowo, że tylko ja...
Bo widzę przecież, że jedynie uczestniczę w kolejnej odmianie jakiegoś starego oklepanego schematu.
Złośliwa ale nie pozbawiona resztek zdrowego rozsądku cześć mojej osobowości widzi to tak: dwoje zniechęconych nieco "szczęściem" długotrwałych związków znajduje odskocznie w drugim sekretnym życiu (i tu mamy piękny banał).
Moja romantyczna odmiana widzi to zgoła inaczej.
Cholera i to jest dopiero banał.
No bo jak nazwać to co wyprawiają racjonalni, rozsądni ludzie po czterdziestce?
Mój dzień zaczyna się około dziewiątej rano. Wstaję co prawda o szóstej, ale około dziewiątej dzwoni po raz pierwszy B.
Porozwoził już swoje córki do szkół i w drodze do swojej firmy dzwoni. Interesuje go jak spałam, czy dzieci mi się rano piekliły, co znowu narozrabiał mój kot. A potem cały dzień mamy włączony komunikator. Chyba już tylko doświadczenie i rutyna sprawiają,że równocześnie wykonujemy swoją pracę i nie zaliczamy przy tym żadnych wpadek. Wprawdzie żadne z nas nie jest chirurgiem operującym na otwartym sercu ale jednak każde z nas zajmuje dość odpowiedzialne stanowisko i sporo tematów do ogarnięcia ma.
Po południu wiadomo: obowiązki domowe zarówno ja jak i B. nie migamy się co trzeba się dzieje. Dlatego to tylko kilka ukradkowych sms, no czasem szybki telefon (odwiozłem siostrę do pociągu a teraz wracam do domu sam).
Wieczory znowu są nasze (komunikator). Ostatnia czynność to uroczyste wykasowanie historii rozmów tego dnia (wejdzie komuś w oczy jeszcze a po co?) i każde z nas uroczyście kroczy do swojej małżeńskiej sypialni.
B. nie opowiada mi,że moje oczy są jak tafle jeziora w których mógłby utonąć, a jednak sprawia,że czuję się jak cudowna, pociągająca kobieta, jaką w rzeczywistości od dawna już nie jestem. Z jednej strony wiem, że nasze działania są całkiem niewinne, z drugiej zaś mam takie przypuszczenie,że przekraczamy ogólnie przyjęte normy. Czasem nawet trochę mnie to martwi. A czasem bardziej niż trochę. A najczęściej w ogóle nie (skoro już sobie bloguję to stawiam na uczciwość wobec samej siebie).
Nie uważam, żeby to wszystko było banałem. Takie rzeczy się zdarzają. Ludzie nie są doskonali, nie zawsze potrafią panować nad uczuciami. Większość w zasadzie nigdy nie potrafi. A już na pewno gdy spotyka tego/tą jedynego/jedyną. Życie. Chyba każdy chciałby, żeby jego było przyjemne i wygodne...
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre słowo. Bardzo mi potrzebne
OdpowiedzUsuńPolecam się. W końcu sama byłam w podobnej sytuacji. W końcu ją opiszę u siebie na blogu ;-) A na razie chętnie służę wsparciem :-)
OdpowiedzUsuń